Na własne wygody, na korzyści nawet duchowe, prawdziwa miłość powinna być obojętna. Jej głównie ma chodzić o wolę Umiłowanego, niezmrużonym okiem na tę wolę spoglądać, do tej woli się stosować. Gdyby było inaczej, miłowalibyśmy siebie, nie Boga. Zamianę, nie ofiarę robilibyśmy, jako najemnicy, nie jako synowie. Pociechy nawet duchowe, o ile są nasze, o tyle są podejrzane. Tym bezpieczniejsza jest każda sprawa, im mniej weszło do niej naszej własnej woli. Chociażby ta wola była dobra i święta, ale jeśli się jej zrzekasz dla Boga, świętszej dokonasz. Nie sama modlitwa łączy nas z Bogiem, ani to zawsze najlepsze, co największe. To jest najświętsze, co do woli Bożej jest bardziej zbliżone1. Jeśli za opuszczenie domu z miłości dla Boga, tu stokroć większą nagrodę, a w przyszłości życie wieczne Pan Bóg obiecuje2, to czego Bóg nie da temu, kto Boga dla Boga opuszcza? Więcej dający, więcej otrzyma.
O Sapientia! Mądrości! która z ust Bożych wypływasz, Wszystko urządzasz, zewsząd cel dobywasz: Przybądź i naucz nas dróg roztropności, Wieczna mądrości.