Miłować nie jest tym samym co pochlebiać. Niektórym się zdaje, że miłość na tym polega, aby się spełniła ukochanego wola. Tak miłować, to znaczy zabić. Inaczej miłuje, kto prawdziwie miłuje: bo ten pragnie dla miłowanego dobra, nie jakiegoś znikomego, ale wiecznego. Jak miłuje chorego lekarz, gdy go pali i tnie, ponieważ wie, że te rany będą mu pomocne, tak Bóg miłuje swoich. I chociaż teraz do bólu ból dodaje, z wielką to jednak jest ich korzyścią, bo z korzyścią wieczną1. Tym miłość większa i szczersza, im większe jest dobro, o które się dla umiłowanego staramy, chociażby jego osiagnięcie przychodziło z niemałą trudnością. Nie ma korony bez walki, ani nagrody bez pracy. Bóg prowadzi po cierniach, ale prowadzi do róż. Miłość świata, oprócz tego, że jest brzydka, na dodatek szkodzi: kogo miłuje, tego zabija. Tak samo małpa nieraz swoje maleńkie dusi w objęciach. Żeby tylko więcej nienawidziła, niż miłowała! Miłość Boga jest silna i pożyteczna, tych bardziej miłuje, których bardziej świat nienawidzi.