O Bożej opatrzności

Opatrzność Ojca naszego najdroższego i najmądrzejszego lekarza tych bardziej na świecie doświadcza, tych bardziej różnymi utrapieniami nawiedza, których najbardziej miłuje i których jak najprędzej chce po śmierci doprowadzić do wiecznej szczęśliwości.

(S. Ignat. in epist. 20 Jan. 1552 an.)
  Miłować nie jest tym samym co pochlebiać. Niektórym się zdaje, że miłość na tym polega, aby się spełniła ukochanego wola. Tak miłować, to znaczy zabić. Inaczej miłuje, kto prawdziwie miłuje: bo ten pragnie dla miłowanego dobra, nie jakiegoś znikomego, ale wiecznego. 
Jak miłuje chorego lekarz, gdy go pali i tnie, ponieważ wie, że te rany będą mu pomocne, tak Bóg miłuje swoich. I chociaż teraz do bólu ból dodaje, z wielką to jednak jest ich korzyścią, bo z korzyścią wieczną1.
Tym miłość większa i szczersza, im większe jest dobro, o które się dla umiłowanego staramy, chociażby jego osiagnięcie przychodziło z niemałą trudnością. Nie ma korony bez walki, ani nagrody bez pracy. Bóg prowadzi po cierniach, ale prowadzi do róż.
Miłość świata, oprócz tego, że jest brzydka, na dodatek szkodzi: kogo miłuje, tego zabija. Tak samo małpa nieraz swoje maleńkie dusi w objęciach. Żeby tylko więcej nienawidziła, niż miłowała! Miłość Boga jest silna i pożyteczna, tych bardziej miłuje, których bardziej świat nienawidzi.
  1. Hbr 12, 4-11 ↩︎