O próżne ludzkie zabiegi! Jakim sposobem bogatym i uczonym stać się mogę? Jakim sposobem zaszczyty i rozkosze osiągnąć zdołam? Jakim sposobem dyplom MBA zdobędę? O to się troszczę. A jaki z tego wszystkiego Bogu rachunek zdać mi przyjdzie, o tym nie myślę, to mi na sercu nie leży. Sąd będzie ze wszystkiego, będzie szczegółowy. Nie ma tak małej czynności, tak nieznaczącej myśli, tak próżnego słowa, z którego by przed Bogiem nie trzeba się było rozliczyć. A jak rzadko, jak prawie nigdy o tym nie myślimy! Ze świecami Bóg wówczas przeglądać będzie Jeruzalem, miasto święte1. Może znajdzie w nim więcej blichtru niż złota, więcej pozoru niż prawdy. A co się stanie z Jerychem, co z Sodomą? Jaki sąd dla nich? Upływa dzień, upływają lata, mija wiek. Rachunek jednak z tych wszystkich chwil, owszem, z każdej czeka, coraz się bardziej przybliża. Teraz trzeba się nim zajmować, teraz trzeba o nim myśleć, teraz przewidywać2. Potem będzie za późno, żal nie przyda się na nic, bo przepaść może nieodwołalna wieczność.