Ach! Jakże świat mało dba o rzeczy wieczne, żyje, aby żyć. Wszyscy niemal żyjemy, jakbyśmy nie mieli nigdy umierać, bez pamięci na przyszłość, jakby nie było żadnej nagrody za cnoty, ani żadnej kary za zbrodnie. Występki tak osłabiają światło rozumu, a żądze tak w swe sidła ciągną nasze serce, tak gęstą mgłą zasępiają umysł, że myślenie o rzeczach wiecznych albo wydaje się nam przykre, albo niepożyteczne. Lenistwo ostatecznie nas w tym utwierdza. Nazwie katolików, którą nosimy, kłam zadają obyczaje: zmysłowość, w której się pogrążamy, o której myślimy, równa nas z ateistami albo nawet ze zwierzętami. Natura dała nam twarz wzniesioną ku górze, abyśmy spoglądali w niebo i ciągle sobie przypominali, że mamy tam się kiedyś znaleźć, że tam jest nasz prawdziwy dom1. My jednak nie zważamy na to. O jakże to smutne, jak niemądre! Może kiedyś poznamy swój błąd, może zabierzemy się do pokuty, ale późna pokuta, jakże rzadko bywa prawdziwa. Odkładanie jej świadczy, że chcesz przedłużyć twe dotychczasowe życie, a nie je poprawić. Tak żyj, abyś tego nie żałował; tak postępuj, abyś nie lękał się umrzeć i nie wstydził żyć.