O poznaniu własnych wad

Mało kto poznałby wszechstronnie swoje wady, gdyby mu w tym Bóg nie dopomógł.

(S. Ignat. apud Martin.)
  Najgorsze jest położenie chorego, gdy nie czuje choroby, której najbardziej podlega, która mu najsilniej zagraża. Jak dobrym jest znakiem, gdy chory uważa się za chorego, tak również jest dobrym i bardzo pocieszającym, gdy upadły widzi swoje upadki. Obydwaj myślą o wyleczeniu i obydwaj mają nadzieję wyzdrowienia. 
Ślepota jest nam wrodzona. Jak nikt nie widzi swojej twarzy, tak i swych wad: bywają one tak subtelne, tak nieznaczne na pozór, iż nawet oko bystrzejsze z trudnością rozróżnia je od cnoty.
Niewiele ma zdolności ten, kto nie umie nazwać swoich wad. Jest to sztuka, o której dzieci wiedzą bez nauczyciela. Czego nie zdołają się wyprzeć, to umieją upozorować, dodaniem pięknych nazw, zręcznym rzuceniem zasłony, innym przedstawieniem rzeczy.
Miłość własna odgrywa wielką rolę w świecie i taką skazę robi na oczach, że wszystko co jest własnym, wydaje się świętym. Łatwo usunęłyby się wady, ale że się kryją, że nie znamy ich, dlatego coraz głębiej zapuszczają korzenie.