Ci, którzy ciągle są karani nawykają do kar. To poczucie, jakie mieliby dzięki karności, w skutek ustawicznej kary, tracą. Innej korzyści stąd nie ma, jak tylko lekceważenie i kary i karzącego. Umysł znieczulony na bojaźń staje się gorszym: po wyzuciu się ze wstydu zuchwalej dopuszcza się niegodziwości. Ani obietnicami, ani groźbami nie można już go powstrzymać. Spóźniona nagana, powoduje to samo co zanadto silna. Nieodpowiednie lekarstwo więcej często szkodzi, niż choroba. Gorszy jest środek zaradczy, niż samo złe, bo prędzej życia pozbawia, niż choroba, z której wyleczyłby czas lub staranne pielęgnowanie. Zwierzchnik niech się uczy sposobu poprawy od Boga. Ileż razy On milczy? Jak rzadko i niewielu karze? Jedynie takiego tylko, który mocno zasłużył. Gdzie bylibyśmy, gdyby Bóg każde nasze uchybienie ściśle roztrząsał i zaraz karał? Żeśmy nie ulegli zniszczeniu, to sprawiło miłosierdzie Pańskie1.