O niezrażaniu się oschłością

Człowiek oddany modlitwie, niechaj nie zraża się ani oschłością, ani niech się nie wynosi z pociech: w oschłości niechaj wspomni na łaski, których poprzednio doznał, pociechy niechaj uważa za darmo udzieloną sobie jałmużnę od Boga.

(S. Ignat. apud Bart)
  Nie zawsze niebo jaśnieje tą samą pogodą, bardzo często powleka się czarnymi chmurami. Z ludźmi, którzy oddają się modlitwie bywa podobnie: albo doznają pociech, albo czują oschłość. I jedno i drugie jest z nieba. 
Przybywa Bóg, aby zachęcić do miłowania. Odstępuje, abyśmy poznali własne siły. Przybywa, aby nagrodzić nasze miłowanie. Odstępuje, aby doświadczyć, czy będziemy Go miłować bez nagrody. Przybywa, aby sprawić przedsmak nieba. Odstępuje, aby pokazać, jak gorzko jest żyć bez Boga. W obu przypadkach ten sam Bóg.
O cenie modlitwy nie stanowi ani oschłość, ani pociecha. Ani ta lepsza, która w pociechy obfitsza, ani ta, która suchsza jest od razu gorsza. Wartość każdej nadaje nasza wola.
Jak w ludzkich, tak w Boskich sprawach po smutnych następują radosne i odwrotnie, albo dlatego, że taka jest Boża wola, że Bóg upodobał sobie w takiej rozmaitości, albo też dlatego, aby zawsze jeden, zawsze niezmienny stan, nie zrodził zniechęcenia, nie wbijał w pychę.