Często wadę, poprawiamy gorszą wadą, gdy zbytnio pobłażamy naszej własnej namiętności: chodzi o to, że nie tyle pragniemy innych poprawić, ile zadośćuczynić naszemu gniewowi. Kto by wzywał lekarza po to, aby się na chorego gniewał i raczej chorego niż chorobę ścigał? Im cięższa choroba, tym większego godna politowania - potrzebuje serdecznego zajęcia się, nie gniewu. Nierozważna gorliwość często sprawia, że gdy zwracamy uwagę na karność, zapominamy o miłości: to jest, zachowujemy łupinę, a marnujemy ziarnko. Na brata, chociaż winnego, ten się chyba gniewa, kto w sobie jak kret własnych błędów nie widzi. Pod wieloma względami błądzimy wszyscy: pomyśl, jakbyś chciał, aby za twoje błędy z tobą się obchodzono? Lepiej jest dobrocią grzeszyć, niż surowością.