O umartwieniu

My nie jesteśmy panami naszego ciała, ale Bóg. Dlatego nie wszystkim przysługiwać mogą te same umartwienia.

(S. Ignat. apud Bart. l. 4)
  Jak nie jesteśmy panami swego ciała, tak nie powinniśmy być sługami. Mamy nie ulegać ani jego zachciankom, ani ujmować coś z jego koniecznych potrzeb. 
Bądźmy tej myśli, że nam nad nim, została powierzona opieka jakby nad jakimś szlachetnym zwierzęciem: mamy się nim zajmować, ale nie nad miarę, aby nie wierzgało, ani zanadto po macoszemu, aby nie osłabło i nie stało się niezdolnym do pracy. Niechaj czuje ostrogi, aby nie zgnuśniało, ale i niech się nawołuje wędzidłem do odpoczynku w pośpiesznym biegu.
Łatwiej jest biczem smagać ciało, niż naginać uporną wolę: nie tak przykrą rzeczą jest noszenie na sobie szorstkiego ubrania, jak przykrą jest, gdy cię ktoś ubierze po swojemu i poprowadzi dokąd ty pójść nie masz najmniejszej chęci. Nie jedno jest o wiele lepszym od umartwienia ciała.
Każda, a szczególniej ta cnota, polega na umiarkowaniu, tak, aby się nie zaniedbywało, czego zaniedbać nie można i nie przeciążało ciała umartwieniem, ze szkodą zdrowia. Prędzej tu pobłądzisz surowością, niż roztropną łagodnośią. Patrz, co i komu potrzebne.